Air force live fire event Axalp 2013
Axalp jest imprezą, na której warto pojawić się chociaż raz. W większości przypadków na jednym razie jednak się nie kończy. To miejsce jest jak narkotyk, wystarczy spróbować raz, by chcieć więcej i więcej. Zmienność warunków pogodowych, a także trzy doskonałe i różniące się od siebie miejsca widokowe sprawiają, iż za każdym razem Axalp odkrywa się na nowo. Takimi słowami kończyła się nasza relacja z zeszłorocznego Axalp, którą można znaleźć tutaj. Zgodnie z tym, co napisaliśmy, magia tego cudownego miejsca nie pozwoliła nam na absencję w tym roku i w niedzielę, 6 października, ponownie zjawiliśmy się w Szwajcarii.
Rozpisywanie się ponownie na temat formuły tego wydarzenia nie ma absolutnie sensu, gdyż ta nie zmienia się od lat i jest doskonale znana wszystkim fanom lotnictwa. Niezorientowanych w sytuacji odsyłamy do relacji z poprzedniego roku. Tegoroczną przygodę ze szwajcarskim lotnictwem wojskowym postanowiliśmy rozpocząć, podobnie jak w zeszłym roku, od wizyty na KP. Pomimo, iż wcześniejsze prognozy zapowiadały doskonałą pogodę, po raz kolejny można się było przekonać, jak nieprzewidywalna jest jesienna pogoda w górach. Poniedziałkowy ranek (jeśli rankiem nazwać można godzinę 4:30) przywitał wszystkich gęstą mgłą. Mało optymistyczne warunki nie odstraszyły jednak pasjonatów lotnictwa, którzy uzbrojeni w latarki czołowe, rozświetlające panujące dookoła ciemności, rozpoczęli wspinaczkę na szczyty gór. Wraz ze wzrostem wysokości mgła rozrzedzała się, by ustąpić całkowicie na szczycie KP. Dane nam zatem było ponownie podziwiać przepiękny wschód słońca na tle szwajcarskich Alp. Co więcej, pierzyna chmur szczelnie przykrywała całą ziemię tak, iż ponad nią wystawały jedynie najwyższe szczyty gór.
Pomimo pięknej pogody tutaj na górze dało się wyczuć atmosferę niepewności. W dole zalegały bowiem gęste chmury. W warunkach ograniczonej widoczności powietrza w dolinach nie było bowiem żadnej gwarancji, iż jakikolwiek samolot będzie w stanie wystartować. Nastroje poprawił przylot Eurocoptera 635 Szwajcarskich Sił Powietrznych - to był znak, iż niebo nad Axalp prawdopodobnie nie będzie dziś puste.
Tuż po zakończeniu festiwalu strzeleckiego w wykonaniu Gripenów wśród szczytów górskich pojawił się Pilatus PC-21. Samolot w pełni wykorzystał swój czas, jaki dała mu niska podstawa chmur w okolicznych dolinach, uniemożliwiająca start stacjonujących w pobliskiej bazie w Meiringen Hornetom. Przez ponad 20 minut oglądać można było wyjątkowo dynamiczny pokaz tego szwajcarskiego samolotu treningowego, którego pierwszego oblotu dokonano w 2002 roku. Wyjątkowo długi pokaz samolotu znalazł uznanie wśród zgromadzonej na KP publiczności, czego najlepszym dowodem była liczba zdjęć, jakie zostały wykonane w czasie tej prezentacji.
Dość długo kazały czekać na siebie samoloty F-5E Tiger II. Jednakże tuż przed południem sześć maszyn tego typu zameldowało się nad Axalp. Po kilku nalotach treningowych rozpoczęła się uczta dla oka i ucha. Polecamy zwrócić uwagę na poniższe zdjęcia. Na niektórych z nich widać pociski, którymi Tigery strzelały do tarcz. Kolejna, trzydziestominutowa tura strzelania rozpoczęła się po dwóch godzinach.
Kolejną atrakcją znów były samoloty F-5 Tiger II, jednakże w malowaniu biało-czerwonym. Oznaczało to, iż nad Axalp pojawił się szwajcarski zespół akrobacyjny Patrouille Suisse. Pokaz wykonywany wśród szczytów szwajcarskich Alp przy pięknej, słonecznej pogodzie wart był obejrzenia tym bardziej, że ze względu na planowane zastąpienie samolotów F-5 przez szwedzkie Gripeny przyszłość zespołu nie jest w tej chwili pewna.
Tuż po zakończeniu treningu Patrouille Suisse na niebie pojawiły się samoloty JAS 39 Gripen, które ponownie obrały za cel tarcze strzelnicze, za każdym razem wyrzucając z siebie serie łusek po nabojach. Dzięki temu późniejsze zejście z KP i Tschingel wzbogaciło się o dodatkową atrakcję - poszukiwane leżących w dolinie i na zboczach gór łusek. Najbardziej wytrwali i spostrzegawczy poszukiwacze potrafili znaleźć nawet po kilkanaście sztuk.
Wreszcie na niebie pojawiły się długo oczekiwane samoloty F/A-18 Hornet. Niestety w tym samym momencie z doliny zaczęła napływać masa wilgotnego powietrza wypiętrzająca stopniowo chmury do góry. Zachodziła obawa, iż trening za chwilę zostanie przerwany, a samoloty odlecą. Tu jednak dało o sobie znać doskonałe wyszkolenie szwajcarskich pilotów, którzy mimo stopniowo pogarszających się warunków doskonale radzili sobie z manewrami wśród wierzchołków gór. Tuż po Hornetach, po raz trzeci pojawiły się samoloty F-5, których ćwiczenia zakończyły poniedziałkowe treningi.
Wtorkowy poranek również przywitał nas ciężką mgłą w dolinie. Nauczeni doświadczeniem dnia poprzedniego przeświadczeni byliśmy, iż na szczycie pogoda będzie równie dobra, jak dzień wcześniej. Tym razem celem wspinaczki nie było KP, lecz Tschingel, z którego to można było obserwować w bezpośredniej bliskości samoloty nadlatujące z północy, a więc zza pleców widowni. Tego dnia mgła zdawała się być cięższa, niż w poniedziałek i dodatkowo bardziej opornie cofała się przed wstającym porannym słońcem. Oczekiwanie na poranną sesję treningową można było umilić sobie obserwacją pięknie ośnieżonych szczytów górskich, doskonale widocznych z Tschingel, którą to przerwało pojawienie się w dolinie Eurocoptera 635.
Tym razem jako pierwsze pojawiły się samoloty F-5, po których nadleciały Gripeny. Wilgotne powietrze pozwoliło na przepiękną kondensację pary wodnej, co widoczne było szczególnie na samolotach szwedzkich.
Samoloty F/A-18 Hornet, odmiennie niż w poniedziałek, nie kazały na siebie długo czekać. Pojawiły się tuż po treningu Gripenów, informując o swoim przybycie flarami rzuconymi przez pierwszą przybyłą parę. Hornety nie zawiodły swoich fanów. Szczególnie pięknie prezentowała się kondensacja pary wodnej na ich skrzydłach, która efektownością całego zjawiska przebiła wszystkie latające do tej pory maszyny.
Po godzinnej przerwie rozpoczęła się kolejna tura treningów. Wypiętrzające się powoli chmury przesłaniające znajdujące się w dolinie tarcze strzelnicze wymusiły na pilotach naloty głównie z kierunku północnego. Dzięki temu, stojąc na wzgórzu Tschingel można było cieszyć zmysły przelatującymi w szczególnie bliskiej odległości samolotami. Emocje zwiększał dodatkowo, powodując zarazem ciarki na plecach, dźwięk wystrzeliwanych z działek pocisków. Można było odczuć, iż znajdujemy się w samym centrum prowadzonej z powietrza akcji bojowej.
Na godzinę 14:00 zaplanowano oficjalny trening, w trakcie którego odbyć miał się pełen program zaplanowanych pokazów. Niestety w tym samym czasie nastąpiło gwałtowne wypiętrzenie się napływających z doliny chmur, które całkowicie zasłoniły obszar prezentacji. Można powiedzieć, iż był to pierwszy "air show", w trakcie którego publiczność mogła jedynie usłyszeć prezentujące się samoloty, nie mogąc jednocześnie zobaczyć żadnego z nich. Ze względu na systematycznie pogarszające się warunki, prezentacja ostatecznie została przerwana.
Środa rozpoczęła się identycznie, jak dni wcześniejsze. Gęsta mgła nie robiła jednak na nikim wrażenia. Niestety, już w trakcie wspinaczki dało się odczuć, iż pogoda jest jednak znacznie gorsza. Wraz ze wzrostem wysokości nie poprawiała się bowiem przejrzystość powietrza. Sytuacja nie uległa zmianie wraz ze wschodem słońca, którego zresztą nie sposób było dostrzec na niebie. Dodatkowo z doliny wciąż napływały masy wilgotnego powietrza, pogarszając tym samym widoczność. W związku z takim stanem rzeczy organizatorzy podjęli decyzję o odwołaniu środowych pokazów. Ze względu na fatalne prognozy na dzień kolejny, czwartkowa edycja również została odwołana. Tym samym, podobnie jak w roku 2011, pogoda wygrała z człowiekiem i oficjalna prezentacja nie doszła do skutku.
Nie oznaczało to jednak końca przygody ze szwajcarskim lotnictwem. U podnóża gór, w miejscowości Meiringen, znajduje się bowiem baza samolotów F/A-18. Od środy do piątku można było zatem obserwować starty i lądowania samolotów z osobliwego pasa startowego, który przecinany jest przez lokalną drogę, po której odbywa się normalny ruch samochodowy oraz pieszy. Na czas operacji lotniczych droga ta jest zamykana przez znajdujące się na niej zapory.
Tegoroczna edycja dobitnie pokazała, iż do Axalp należy przyjechać na tydzień. W przeciwnym razie, pojawiając się jedynie w oficjalne dni pokazowe, można się gorzko rozczarować. Pomimo, iż oficjalna prezentacja nie doszła do skutku, wydarzenie dostarczyło bogatych i niesamowitych wrażeń za sprawą udanych poniedziałkowych i wtorkowych treningów oraz maratonu w Meiringen, gdzie obserwować można było Hornety operujące w słońcu, deszczu i we mgle. Jesteśmy pewni, iż kolejna edycja dostarczy równie niesamowitych wrażeń. Na nią jednak poczekać trzeba aż do 2015 roku. W roku przyszłym, ze względu na obchody 100-lecia Szwajcarskich Sił Powietrznych w Payerne, pokazy w Axalp nie odbędą się.