Tryptyk środowiskowy
Część druga - Spotter
Dla ułatwienia lektury i uniknięcia zbędnych pytań przyjmujemy założenie, że spotter to osoba z aparatem w ręku, która fotografuje samoloty. Nie ma sensu rozwodzić się bardziej nad innymi definicjami, bo ludzie notujący regi, czy rejestrujący inne dane, nie prezentują ich na wystawach i nie wysyłają na galerie. Ot co.
Oczywiście, że Nikon !
Spotterzy to bardzo nerwowe środowisko. Ale jak może być inaczej, skoro każdy Kowalski już na początku swojej fotograficznej przygody musi stanąć po konkretnej stronie barykady. Jeszcze nie zdąży zrobić żadnego zdjęcia, a już dla połowy górki, na którą wybrał się po raz pierwszy, staje się technologicznym dyletantem. Bez względu, czy kupi Nikona, czy równie wspaniałego Canona, popełnił błąd. Oczywiście mógł dopuścić się jeszcze większej zbrodni wybierając jakąś Sigmę, Tamrona, czy innego Samsunga, ale to i tak nie ma większego znaczenia. Bez względu bowiem na kolor, znaczek i inne przymioty, od pierwszego spotkania musi kajać się za swój błąd wyboru.
Dalej jest już tylko gorzej. Z każdym zdjęciem przekonuje się co do słuszności swojego wyboru. Podobnie jak w innych dziedzinach staje się autorytetem. Po czterdziestu milionach Małyszów, Kubic i innych Adamiakowych, brnie w konflikt z innymi użytkownikami jako najlepszy Nikoniarz/Canonier. Jeden robi to z uśmiechem na ustach, pozując na wesołą maskotkę, inny wznosi się na wyżyny elokwencji, wydając informacyjne polecenia dotyczące nastaw aparatu, ale wszyscy razem są komiczni, zapominają bowiem, że najlepsze zdjęcia w historii i tak robił analogowy Kodak.
Ogrodzeniowy Savoir – vivre
Oczywiście nasz naród jest bardzo grzeczny i kulturalny. Lata państwowo-społeczno-konkordatowego kształcenia widoczne są na każdym kroku. Nie inaczej jest wśród spotterów. O ile jednak pod przysłowiowym płotem pozory zachowywane są całkiem skutecznie, o tyle rozwój internetowej technologii dał wszystkim anonimowe narzędzie by sobie poużywać. I tak jedni czy drudzy prześcigają się w prześmiewczych facebookowych wpisach, inni sarkastycznie komentują twórczość swoich przyjaciół, są również grupy wzajemnej adoracji, którym nie można powiedzieć (napisać) nic, bo z razu czują się bardzo dotknięte w swojej doskonałości.
W tym całym systemie pojawia się również nasza jednostka. Jej wybór ograniczony zostaje praktycznie do kilku możliwości, albo „być z nami albo przeciwko nam”. Dzieląc ten układ na wcześniejszą segregację rasową, tzn sprzętową, na razie zostajemy z jedną czwartą znajomych po tej samej stronie.
Pierwsza fotka na najlepszej galerii.
Sprawna asymilacja w nowym otoczeniu uzależniona jest od naszej krzykliwości. Im bardziej pozujemy, tym lepiej, im głośniej krytykujemy, tym szybciej jesteśmy zauważeni. Potem musimy jedynie wysłać zdjęcie do galerii, bo przecież to one i tylko one są „wykładnikiem” naszej spotterskiej jakości. Nieważne, że rozochoceni przyjęciem pierwszego zdjęcia wysyłamy kolejne pięćdziesiąt będących jego wierną kopią, nie ważne, że po kolejnej nudnej setce przestajemy się przykładać i odgrzebujemy coraz to gorsze próby, nieważne, że wszystkie są nudne jak flaki z olejem, grunt to statystyka i liczba „viewsów”, a jak jest za mało to przecież można naciskać F5.
Na koniec zaczynają się kombinacje. Coś, co z początku nie stanowiło dla nas żadnego problemu, teraz okazuje się ograniczeniem i fanaberią trepostwa. Jakieś nudne serie, centralne położenia, a kto w ogóle stempluje plamy. Jeden z drugim cymbałem pokazuje swoją siłę odrzucając mi moje trójpodziałowe arcydzieła. I tak właśnie zrywamy cieniutką linię dzielącą miłość od nienawiści. Sięgamy szczytu i właśnie na tym alpejskim szczycie pouczamy wiernych co mają robić.
I tak w kilkanaście miesięcy jesteśmy na topie. Zaczynaliśmy od zera, pytaliśmy jak „obrobić” fotkę, by dzisiaj publicznie obrażać innych, ku chwale ojczyzny !
Wierutne kłamstwo !
Prawda jest jednak zupełnie inna. W tym dziwnym świecie ciągłego wyścigu mogliśmy wybrać inną drogę. Można było wybić po meczu kamieniem szybę w tramwaju, gwizdnąć komuś rower z piwnicy, ewentualnie przypalić bolka czy skuć się na umór. My jednak pewnego dnia poszliśmy na spacer popatrzeć na samoloty, zakochaliśmy się w ich widoku, zapachu, dźwięku. Chcemy się tym podzielić, ale samemu jesteśmy za słabi, dlatego musimy tworzyć plemiona i dalej radzić sobie ze zwykłymi społecznymi patologiami, podobnymi do tych w sejmie, telewizji, policji, czy kościele. I wcale nie jest najważniejsza ta, czy inna galeria, ta, czy inna grupa, ten, czy inny wynik. Najważniejsza jest nasza prywatna frajda, która zależy wyłącznie od naszych możliwości i zaangażowania.