Tryptyk środowiskowy
Część pierwsza - Screener
Zabierając się do tego materiału bardzo długo zastanawiałem się, którą stronę opisać. Czy jako screener, który w swojej wieloletniej karierze ocenił dziesiątki tysięcy zdjęć dla kilku serwisów, pozwolić sobie na krytykę sporej grupy autorów cwaniaków z przerośniętym ego, czy może jako zwykły spotter, wysyłający od wielu lat zdjęcia na kolejne galerie, opisać ich administracje jako stado sfrustrowanych pseudo półbogów ?
Po dłuższym przemyśleniu doszedłem jednak do wniosku, że nie da się jednoznacznie odpowiedzieć, które założenie jest bardziej prawdziwe, bo czy jest możliwym rozstrzygnięcie odwiecznego problemu przysłowiowej kury, która kłóci się z jajkiem o palmę pierwszeństwa ? Uznałem więc, że najbardziej uczciwie będzie opisać obie grupy z osobna, a na koniec pozwolić im na konfrontację.
Screener, zło wcielone.
Zacznijmy więc od przybliżenia „zawodu” screenera.
Jak zapewne wiecie, każda galeria, dla ujednolicenia zasad i usprawnienia funkcjonowania, przedstawia swoim autorom wewnętrzny regulamin. Co za tym idzie przynależność do danego serwisu uzależniona jest bezpośrednio od jego akceptacji. Na straży całego przedsięwzięcia stoją screenerzy. W pierwszej kolejności najczęściej są to właściciele, bądź też założyciele serwisu, którzy wraz ze wzrostem zainteresowania wśród odbiorców poszerzają kadrę o kolejnych oceniających, najczęściej z grupy najbardziej aktywnych i oferujących najlepszą jakość zdjęciową autorów galerii. Cała ta grupa zajmuje się oceną wysyłanych zdjęć pod względem zgodności z ustalonymi wcześniej i zaakceptowanymi przez wszystkich autorów zasadami. Tyle teorii.
Z doświadczenia mogę powiedzieć, że bardzo oględnie rzecz ujmując, screener to taki robocik, który powinien wrócić z pracy, zjeść obiad, ogarnąć swoje najbliższe otoczenie, by finalnie zabrać się za ocenę zdjęć. W zależności od galerii z którą współpracuje, czeka na niego w kolejce od kilkunastu do kilkuset zdjęć, których, bardzo mocno uśredniając, kilkadziesiąt procent odrzuci. I tak dzień w dzień, tydzień w tydzień, rok w rok. Ot taka „praca”, tzn wolontariat !
Spieszę w tym miejscu wyjaśnić, że nie znam żadnej galerii na świecie, której właściciel płaciłby swoim screenerom za cokolwiek, począwszy od komputera, kończąc na czasie wolnym, czy ilości ocenionych zdjęć. Jak wspomniałem przed chwilą, to jest wolontariat i to w najpełniejszym tego słowa znaczeniu.
Przywilej kolesiostwa.
W zabawę pod tytułem "ocenianie zdjęć" zaangażowany jestem od około pięciu lat. Nie jestem w stanie powiedzieć dokładnie ile tych wszystkich zdjęć w swoim życiu przejrzałem, ale patrząc po statystykach ostatniej galerii, z którą współpracuję, mogę przypuszczać, że obracamy się w okolicach pięćdziesięciu tysięcy zdjęć ! Jeśli na każde z nich poświęciłem, powiedzmy, 30 sekund to przy samej ocenie spędziłem ponad czterysta godzin, a gdzie tu jeszcze wysyłka swoich wypocin ? Doliczając do tego niezadowolenie autorów i oczywiście rodziny, otrzymujemy obraz wariata z pogarszającym się wzrokiem. (dobrze, że nie palę bo koszty były by jeszcze większe). Gdzie zatem miejsce na wspomniane kolesiostwo ? Nie wiem, bez względu na to co teraz napiszę i tak każdy będzie wiedział lepiej, a prawda jest taka, że szanujące się galerie najbardziej wymagająco oceniają zdjęcia własnych screenerów. Minęły bowiem czasy, gdy galerię prowadzili trzej "przyjaciele z boiska". Dzisiaj, by rywalizować z najlepszymi, potrzeba otwartości i obecności w każdym środowisku, a kolesiostwo może jedynie zniweczyć nasze starania. Dodatkowo dochodzi jeszcze do tego zwykła rywalizacja między screenerami, chęć udowodnienia sobie i innym, że jest jeszcze sporo elementów do poprawy, ot taki przysłowiowy pstryczek w nos ;) Konkludując, nie dość że się narobię, to jeszcze jestem ostatni w kolejce (nie licząc oczywiście kategorii HOT, którą wszystkie galerie oceniają poza kolejnością).
Pan niedouk.
Na te pięćdziesiąt tysięcy zdjęć jakieś siedemnaście, osiemnaście tysięcy odrzuciłem. W wyniku czego otrzymałem ze dwa tysiące maili, wiadomości, apelacji, smsów, telefonów i co tam jeszcze. Niestety, dalej proporcja jest już odwrotna i z tego jedynie jakieś pięćset sztuk odnosiło się do samego zdjęcia lub zawierało prośbę wyjaśnienia co poprawić. Pozostałe półtora tysiąca opisywało patologię miasta i rodziny, która mnie wychowała, pojawiały się wpisy dotyczące mojej głupoty, zacofania i wrodzonego debilizmu. Oczywiście ogromna większość autorów odsyłała mnie do podręczników i teorii fotografii, zapominając niestety, że ja nie oceniam ich artyzmu, tylko zgodność zdjęcia z zaakceptowanym regulaminem !
Co tu dużo ukrywać, ja żadnym artystą nie jestem. Całą swoją wiedzę zdobywałem latami pod przeróżnymi płotami. Kolejne zmiany sprzętowe wynikały jedynie z całkowitego wyczerpania możliwości starszego modelu. Podobnie sprawa wyglądała jeśli chodzi o wykorzystywany przeze mnie sprzęt i oprogramowanie komputerowe. Nie było w tym wszystkim miejsca na "kombinacje alpiejskie" i drogę na skróty, wiedza przychodziła sama w mrozie, deszczu, błocie, upale, wietrze, wilgoci dodatkowo setki kilometrów od domu.
Jak przechytrzyć screenera.
Można się pomylić, można czegoś nie dopatrzeć, ale największą przyjemnością każdego screenera jest przyłapanie oszusta na gorącym uczynku. Wydawałoby się, że spotting to sztuka uchwycenia jakiejś wyjątkowej maszyny w konkretnych okolicznościach przy zaskakującej pogodzie, czy warunkach oświetleniowych. Niestety wśród wielu spotterów króluje przeświadczenie, że niektóre z tych zmiennych można "doedytować" samemu. Oczywiście pewna forma edytowania jest dopuszczalna, by nie powiedzieć wymagana (kadrowanie, poziomowanie, usunięcie plam, dopasowanie balansu bieli itp), ale łączenie zdjęcia prezentującego przelatujący samolot ze zdjęciem księżyca w pełni to już lekka przesada. Najdziwniejsze jest to, że za takie preparowanie rzeczywistości najczęściej biorą się osoby zupełnie anonimowe, rozpoczynające swoją fotograficzną przygodę i już na starcie strzelają sobie w stopę.
Wszystko wydaje się być zabawne do momentu kiedy wspomniany delikwent nie podejmuje prób udowodnienia swojego kunsztu, dalej jest już tylko żałośnie. Niestety takich przypadków są setki. Przeświadczenie o swojej racji przewyższa zdroworozsądkowe myślenie. Pierwszy zazwyczaj obrywa screener, ale przy kolejnej okazji odbija się to potwornym rykoszetem bezpośrednio w kombinatora.
Wszyscy tacy sami.
Dlaczego piszę o tym w pierwszej osobie ? Bo z moich obserwacji, znajomości i codziennych doświadczeń wynika, że praktycznie wszyscy screenerzy nadają na podobnych falach. Zresztą specyfika tego zajęcia wymaga od wszystkich bardzo podobnego podejścia do sprawy, ponieważ każda rozbieżność, czy brak konsekwencji natychmiastowo wykorzystywany jest przez spotterów w celu precedensowania swoich odrzuceń.
Niestety my screenerzy pomylić się nie możemy. Zdjęć do ocenienia jest coraz więcej a oceniających nie przybywa. Stara gwardia powoli kruszeje, a na jej miejsce wchodzą osoby, którym bardzo często nudzi się już po jednym "pokazowym" sezonie.
Nie twierdzę, że screenerom dzieje się krzywda, nie twierdzę również, że wszyscy są idealni, ale czasami warto spróbować spojrzeć na to zagadnienie z drugiej strony, bo finalnie i tak wszyscy jesteśmy spotterami !
c.d.n.