VI Płocki Piknik Lotniczy
W pierwszy weekend czerwca (1-2.06) odbyła się szósta edycja Płockiego Pikniku Lotniczego. Po rocznej nieobecności organizatorzy, chcąc w wielkim stylu powrócić do kalendarza imprez lotniczych, zaplanowali liczne atrakcje, które miały się odbyć w Płocku nad Wisłą. Wśród zaproszonych gości wymienić należy m.in. Peggy Krainz z zespołu Wing Walkers, która zaprezentować miała pokaz chodzenia po skrzydle, węgierskiego mistrza akrobacji Petera Besenyei, Grupę Akrobacyjną "Żelazny", Artura Kielaka na XA-41, który wystąpić miał w duecie z samolotem TS-11 Iskra. Swój udział w pokazach zapowiedziały także Siły Powietrzne RP oraz Marynarka Wojenna. Jak zwykle punktem kulminacyjnym miał być "Air snake", czyli slalom samolotów pomiędzy pylonami.
Niestety przebieg wydarzeń potwierdził znane powiedzenie, że chcieć to nie znaczy móc. Od samego początku plany organizatorów starała się pokrzyżować pogoda. Ze względu na bardzo trudne warunki atmosferyczne na Pikniku nie pojawiła się Peggy Krainz, ani Peter Besenyei. Nie doszedł do skutku również pokaz w duecie samolotów XA-41 oraz TS-11 Iskra. Co więcej, niska podstawa chmur w godzinach przedpołudniowych w sobotę uniemożliwiła przeprowadzenie desantu skoczków, a ogromna ulewa, która nadeszła po południu tego samego dnia, zmusiła organizatorów do przerwania pokazów i odwołania slalomu między pylonami.
Zaistniałą sytuację ratowali Artur Kielak na XA-41 oraz Grupa Akrobacyjna Żelazny. Ten pierwszy udowadniał, z resztą po raz kolejny w tym roku, iż należy do ścisłej światowej czołówki pilotów akrobacyjnych. W duecie z doskonałym samolotem, który dzięki oryginalnemu malowaniu bardzo dobrze prezentuje się zarówno w pełnym słońcu, jak i na pochmurnym niebie, tworzył podniebny spektakl, który oglądać można by było bez końca.
Równie dobrze prezentowała się Grupa Akrobacyjna "Żelazny". Można powiedzieć, iż program, przygotowany na ten rok, tchnął w zespół drugą młodość. Efektem tego było przedstawienie efektownego pokazu, obfitującego w zapierające dech w piersiach mijanki oraz niezwykle dynamiczne figury wykonywanie w grupie trzech samolotów.
Niestety przyjemność odbioru występów akrobacyjnych odebrana została przez dość rygorystycznie określone minima. Piloci zmuszeni zostali wykonywać swoje ewolucje bardzo wysoko, a więc w znacznej odległości od widowni, przez co ich samoloty stawały się dla widzów zbyt małe, by móc właściwie docenić ich wysiłek włożony w każdy pokaz, a czasami by móc wogóle śledzić je na niebie.
Wszyscy liczyli, iż wszelkie te niedogodności zostaną wynagrodzone przez niedzielny slalom "Air snake", tym bardziej iż pogoda była tego dnia znacznie łaskawsza. Niestety okazało się, iż kolejna zapowiedziana atrakcja musi wypaść z programu. Tym razem winowajcą okazały się wspomniane już wcześniej minima. Piloci GA "Żelazny" poinformowali, iż w związku z ustaleniem przez Urząd Lotnictwa Cywilnego minimalnej wysokości tego pokazu na 50 metrów (przy wysokości pylonu wynoszącej 15 metrów), przeprowadzenie slalomu nie ma najmniejszego sensu. Jako dowód piloci zaprezentowali przykładowy przelot na przemiotowej wysokości. Faktycznie, takie latanie nie miało absolutnie żadnego sensu. W związku z tym piloci odstąpili od pokazu, przystępując w zamian do prezentacji akrobacji grupowej.
Tak jak na większości pikników, dopisały za to lekkie samoloty lotnictwa cywilnego. W powietrzu prezentowały się aeroklubowy Zlin 526F oraz PZL-104 Wilga, Taylorcraft Auster z okresu II wojny światowej, replika osławionego przelotem przez Atlantyk RWD-5, czy Maule MXT-7-180. Pokaz zrzutu wody zaprezentował PZL M18 Dromader, natomiast lądowanie i start na wodzie wykonał wyposażony w pływaki Aviat A-1 C Husky do dość osobliwej rejestracji SP-DOG.
Bardzo ciekawym samolotem był Hummelbird - jeden z najmniejszych samolotów na świecie. Maszyna ta, w której z trudnością mieści się pilot, jest zdolna osiągnąć prędkość około 200 km/h.
Niespotykanym nigdzie indziej wydarzeniem był skok ze spadochronem z pokładu szybowca PZL SZD-9 Bocian. Swoją obecność na Pikniku zaznaczyła również grupa 3at3 dokonując przelotów w formacji... 4 samolotów AT3.
Nie zabrakło także śmigłowców. Gościnnego przelotu nad płocką plażą dokonał "ratownik" Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, a możliwości EC-135 prezentował śmigłowiec telewizji Polsat News, stając się nieoficjalną gwiazdą pokazów. Grono helikopterów uzupełnił Mi-2 z podwieszanym koszem na wodę, który prezentował operacje czerpania wody z Wisły, a następnie jej zrzutu.
Prawdziwym hitem Pikniku okazał się blok pokazowy przygotowany przez Marynarkę Wojenną. Rozpoczął się on od mocnego uderzenia, jakim była dynamiczna prezentacja możliwości śmigłowca Kaman SH-2G. Po nim przed publicznością pojawiła się Anakonda, a więc PZL W-3 Sokół w wersji przeznaczonej dla ratownictwa morskiego, która przedstawiła pozorowaną akcję podejmowania na pokład rozbitka. Blok pokazowy kończył Mi-14PŁ poszukiwaniem w Wiśle ukrytych łodzi podwodnych.
Trzeba uczciwie powiedzieć, iż Marynarka Wojenna, która wcześniejsze tegoroczne imprezy lotnicze traktowała trochę po macoszemu, tym razem stanęła na wysokości zadania. Smigłowce latały dynamicznie, a co najważniejsze nisko i blisko publiczności. Był to niewątpliwie jeden z najmocniejszych punktów programu Pikniku, a dla wielu wręcz punkt, który uchronił tegoroczną edycję przed klapą.
Pokaz maszyn wojskowych uzupełniony został jeszcze przez Siły Powietrzne RP, które zaprezentowały w kilku przelotach samolot C-130 Hercules oraz Su-22.
Tegoroczna edycja Pikniku pozostawia mieszane odczucia. Jej niewątpliwym atutem jest sama lokalizacja. Trudno bowiem znaleźć drugą tego typu imprezę, w czasie której publiczność zlokalizowana jest na wysokiej skarpie, dzięki czemu ma możliwość obserwacji samolotów lecących często na wysokości wzroku, bądź nawet niżej. Niestety dużym minusem jest to, iż obserwacja ta odbywa się prosto pod słońce. Nie można winić organizatorów o warunki pogodowe, gdyż na te oczywiście nie mieli wpływu. Martwi natomiast brak wypracowanego stanowiska obejmującego obowiązujące w czasie imprezy minima. Nie chcemy tutaj wyrokować, po czyjej stronie leży wina. Pragniemy jednak zauważyć, iż taka sytuacja szkodzi imprezom lotniczym, zniechęcając do przybycia publiczność, która właściwie niewiele wtedy widzi oraz irytując samych pilotów, którzy doskonale wiedzą, iż latając wysoko w górze latają tak naprawdę jedynie dla siebie. Nie o to tu przecież chodzi.
Ostro skrytykować należy za to niechęć organizatorów do informowania o zmianach w programie. O fakcie odwołania slalomu Airsnake publiczność dowiedziała się w ostatniej chwili, tuż przed planowanym jego rozpoczęciem, mimo iż decyzja taka została zapewne (sądząc z informacji podanych przez organizatora) podjęta znacznie wcześniej, być może nawet przed rozpoczęciem Pikniku. Zapewne spowodowane to było obawami, iż znaczna część widzów opuści teren Pikniku, co było dość prawdopodobne ze względu na przedłużające się okresy, w czasie których na niebie nie działo się dosłownie nic. W sytuacji, gdy z programu wypada kilka pozycji należałoby się raczej zastanowić nad skróceniem czasu trwania imprezy, zamiast przeciągania jej w czasie trochę "na siłę".
Tegoroczna edycja Płockiego Pikniku ukazała dobitnie, z jak dużą ilością problemów muszą zmierzyć się organizatorzy imprezy lotniczej, a także uzmysłowiła, jak istotna w takich przypadkach jest nić porozumienia pomiędzy organizatorami, pilotami, widzami oraz instytucjami nadzorującymi lotnictwo w kraju. Przerwanie jej w dowolnym punkcie skutkować będzie jednym - pokazy lotnicze w Polsce zostaną uziemione. A tego byśmy przecież nie chcieli. Wszyscy.