Madeira czyli spotterskie wakacje z jaszczurką w tle
Tym razem wakacyjny samolot z całą moją wesołą rodzinką na pokładzie wylądował bezpiecznie na stanowiącej autonomiczne terytorium Portugalii, wulkanicznej wyspie, Maderze. Wybór miejsca wypoczynku był stosunkowo prosty. Miało być ładnie, ciepło i lotniczo. Każdy z osobna miał mieć coś dla siebie, a wszyscy razem mieliśmy się świetnie bawić. Czy dokonaliśmy dobrego wyboru?
Madera to wyjątkowe miejsce. Przepiękne górskie krajobrazy udekorowane cudowną roślinnością wręcz zapraszały do wielokilometrowych wędrówek. Bogata historia, wspaniała kuchnia i wszechobecna wieczna wiosna skutecznie uniemożliwiały leżakowe lenistwo. Dodając do tego ogromny hotelowy basen, nieograniczony bufet oraz zapierający dech w piersiach oceaniczny widok można by uznać, że było cudownie. Jednak ten wakacyjny tort miał na samym swym szczycie jeszcze jedną wisienkę! Znajdujące się kilkaset metrów opodal, uznawane za jedno z najtrudniejszych i zdecydowanie jedno z najbardziej rozpoznawalnych lotnisk na świecie: Aeroporto de Madeira.
Lotnisko:
Aeroporto de Madeira to architektoniczna perełka Oceanu Atlantyckiego. Oczywiście sam terminal jest zwykłym, pozbawionym fajerwerków, dużym przystankiem służącym jedynie do jak najszybszego wejścia i wyjścia. Ale przyznać trzeba, że mimo zauważalnej delikatnej opieszałości pracowników, wywiązuje się on z swojej roli bez najmniejszego zarzutu. Ciekawie jednak robi się dopiero na zewnątrz. Znajdujący się na skarpie, między stromym wzniesieniem, a klifowym brzegiem oceanu pas startowy już z okien samolotu budził podziw i respekt. Wydłużona w 2000 roku konstrukcja, licząca obecnie blisko 2800 metrów długości, w ogromnej części osadzona została na 180 gigantycznych betonowych filarach o wysokości 70 metrów. Budowa tak skomplikowanej konstrukcji możliwa była tylko dzięki uprzedniemu stworzeniu odpowiedniego fundamentu w postaci kamienistej platformy, którą zasypano część nadbrzeża. Otrzymana w ten sposób „zadaszona” powierzchnia wykorzystana jest do celów rekreacyjno-sportowych oraz jako baza morskiego oddziału ratowniczego. Inżynieryjna wyjątkowość całego projektu zdobyła uznanie International Association for Bridge and Structural Engineering, która w 2004 roku uhonorowała lotnisko światową nagrodą The Outsanding Structure Award.
Hotel:
Mimo iż Madeira jest całkiem nieźle skomunikowaną wyspą, decyzją mającą kluczowy wpływ na spotterskie spełnienie okazał się wybór odpowiedniego hotelu. Po wielu godzinach spędzonych na internetowych forach, zapoznaniu się z setkami opinii turystów oraz po dokładnej analizie ofert biur podróży, wybór padł Vila Gale Santa Cruz. Położony 15 minut spacerem od lotniska, charakteryzujący się wręcz pedantyczną czystością, bardzo miłą obsługą oraz zaskakującą ciszą hotel oferował przede wszystkim możliwość robienia zdjęć lądujących samolotów praktycznie bez konieczności opuszczania basenowego leżaka. W optymalnym pakiecie można było pokusić się nawet o niewychodzenie z pokoju. (polecam ostatnie VI piętro i pokoje od numeru 4015 do zwłaszcza 4019 ;-) Uwzględniając jednak położenie słońca, przynajmniej w godzinach porannych warto przespacerować się po okolicy. Przedostanie się do najlepszych miejsc, z lotniskowym tarasem włącznie, zajmuje pieszo maksymalnie do 20 minut.
Spotting:
Uczciwie przyznać trzeba, że zarówno ilość operacji, jak i liczba przewoźników, na Maderze nie powala. Pod tym względem portugalskiemu lotnisku ciężko konkurować chociażby z opisywanym wcześniej lotniskiem na Corfu. Nie mniej to, co dla niektórych może być wadą, dla mnie stało się okazją do wędrówek w poszukiwaniu nowych miejsc i kadrów. Bliskość stromych wzniesień oraz oceaniczne tło sprawiały, iż praktycznie każde naciśnięcie spustu migawki owocowało czymś wyjątkowym. Pod tym względem spotting na Maderze nie ma sobie równych.
Innym bardzo ważnym aspektem było przygotowanie tygodniowego rozkładu lotów. Podobnie jak w przypadku wielu popularnych turystycznie europejskich lotnisk, najlepszą okazją do fotografowania są dni wymiany brytyjskich oraz niemieckich turnusów. W omawianym przypadku, środę, czwartek oraz niedzielę zdecydowałem się poświęcić na inne lokalne atrakcje.
Podsumowanie:
Ciężko opiniować wybrane miejsce jeżeli głównym kryterium oceny ma być jedynie aspekt spotterski. Pod tym względem, szczerze mówiąc, mocna „czwórka” byłaby maksymalną oceną. Ale w przypadku Madeiry oczekiwaliśmy czegoś więcej i paradoksalnie właśnie dzięki tej jednej, jedynej spotterskiej niedoskonałości udało nam się to wspólnie przeżyć. Tak, to był dobry wybór.... i zapewne jeszcze tam wrócimy.