Historia jednego zatrzymania.
Jakieś dwadzieścia lat temu pewien bardzo znany polski piłkarz postanowił zainwestować w nowe hobby. Kupił aparat, jakiś obiektyw i poszedł na lotnisko fotografować samoloty. Dzisiaj nie było by w tym nic zaskakującego ale wtedy, zwłaszcza, że tego samego dnia z politycznej delegacji wracał jeszcze bardziej znany elektryk, okazało się to złym pomysłem. Ponieważ wrzesień jest miesiącem grzybiarzy, powiedzmy, że cała armia elektrycznych borowików aresztowała kilometry lotniskowego ogrodzenia, łącznie ze wszystkimi śmieciami i oczywiście naszym reprezentacyjnym piłkarzem. Interwencja była na tyle skuteczna, że nasz piłkarz postanowił więcej się w omawiane rejony nie zapuszczać.
Minęło dwadzieścia lat, piłkarz osiwiał, na pierwszych stronach gazet częściej pojawia się jego syn, ale w spotterkę nie bawi się żaden, a szkoda. Czasy się bowiem zmieniły, zwyczaje również i mimo, iż miejsce elektrycznych borowików czasami zajmują niemniej elektryczni agenci obcych wywiadów, to jednak nikt nikogo aresztować nie zamierza.
Dlaczego o tym piszę ?
Tydzień temu odwiedziłem znajomych w Poznaniu. Był dzień spottera i wejście na płytę. Zaprzyjaźniony DOPL, który jednocześnie sprawował opiekę nad całą grupą, podrzucił nas w bardzo odległe miejsce lotniska. W sumie nie było by w tym nic zaskakującego gdyby nie fakt, że załoga kołującego właśnie Bombardiera z kilkudziesięcioma osobami na pokładzie postanowiła zrobić ukłon specjalnie w stronę spotterów, zatrzymała się na drodze kołowania bezpośrednio przed nami i w kilkusekundowym bezruchu pozdrawiała okolicę. Historia bez precedensu itd. itd. Może gdyby dwadzieścia lat temu naszego bramkarza równie sympatycznie potraktował jakiś podgrzybek, dzisiaj zamiast małoważnych uwag o naszej skopanej mielibyśmy pięciokrotnego Mistrza Polski wśród spotterów, a kto wie, może i najbardziej znanego spottera wśród londyńskich piłkarzy ?