Alfabet Dyżurnego
Sprawa niby prosta. Najpierw trzeba zadać kilka pytań, potem całość sensownie przepisać, poprawić jakieś błędy, uzupełnić braki w pamięci i temat gotowy. Tysiąc osób zwróci uwagę, sto pobieżnie przeczyta, trzy zapamiętają. Kolejny numer klepnięty = dowolnybrukowiec.pl. Ale my tak nie potrafimy. Szablony nas nie interesują. Mimo małego doświadczenia, swoją działalnością staramy się zainteresować jak największą rzeszę czytelników. Szukamy nowych rozwiązań i zaskakujących form. Docieramy do interesujących ludzi i dzielimy się swoją pasją. Podobnie będzie i w tym przypadku.
Tym razem „do tablicy” postanowiliśmy wywołać Dyżurnego Operacyjnego Portu. Osobę zupełnie nieznaną, niewidoczną, ale bez zgody której na lotnisku operacyjnie nie wydarzy się nic. Niestety już pierwsze próby pokazały, że wkraczamy na bardzo „specyficzny teren” i czeka nas nie lada wyzwanie. Wytrwałość i cierpliwość jednak się opłaciły. W zamian dostaliśmy dwa dni spotkań, ponad sześć godzin nagranego materiału. Dziesiątki faktów, setki anegdot i, co najważniejsze, historie nie jednego, a praktycznie wszystkich łódzkich Dyżurnych. Profesjonalistów obarczonych ogromną odpowiedzialnością, pozostających w cieniu swoich obowiązków, ale z niebywałym poczuciem humoru.
Zapraszając do lektury chcielibyśmy serdecznie podziękować wszystkim osobom, które umożliwiły jej przygotowanie, a w szczególności naszym rozmówcom, którymi byli Panowie: Zbigniew Gnieciak, Andrzej Gil, Michał Kubiak, Cezariusz Człapiński oraz Marek Czuszke i Kier. Krzysztof Bargieł.
A jak Anegdota
Z.G. Jest piękny, słoneczny dzień. O ile mnie pamięć nie myli, kwiecień 2008 roku. Chwilę przed startem Ryanair’a do Nottingham kończę inspekcję pasa. Samolot startuje z kierunku 07, a ja właśnie zjeżdżam w TWY alfa. Siłą rzeczy rzucam okiem na horyzont i widzę wielką chmurę kurzu. O ho wystartował! Ale zaraz, czemu kurz leci nie w tę stronę? No i się zaczęło. Chwilę później pędzę już w jego kierunku. Im jestem bliżej, tym więcej rozumiem. Dojeżdżam na miejsce, a tam na schodach samolotu stoi Kapitan i z rozbrajającą szczerością mówi: I’m sorry.
B jak Big Brother
C.C Na terenie całego lotniska mamy zainstalowane dziesiątki kamer. Monitorują one każdy metr kwadratowy powierzchni terminala oraz ogromną część powierzchni zewnętrznej. Nikt i nic się nie ukryje przed wielkim okiem lotniskowego Big Brothera, a Dyżurny, jakby to powiedzieć, jest jego najlepszym przyjacielem.
C jak Cocker Joe
Z.G. Wszystko zaczęło się od tego, że kilka tygodni wcześniej na terenie lotniska odbyła się duża impreza muzyczna. Jako zarządzający lotniskiem zgodziliśmy się wówczas, że posprzątamy cały teren we własnym zakresie. Przy kolejnej okazji zdecydowaliśmy, że skoro patent mamy już sprawdzony, to możemy w bardzo szybki i łatwy sposób poradzić sobie z problemem we własnym zakresie raz jeszcze. Niestety tym razem gwiazdą wieczoru był znany na całym świecie Joe Cocker, a tego chyba nie uwzględniliśmy w naszych kalkulacjach. Kiedy na drugi dzień po koncercie zobaczyliśmy jak wygląda lotnisko, ręce nam opadły. Jak to się mówi: „raz na wozie raz pod wozem”, ale po tygodniu sprzątania wiemy przynajmniej, jak wygląda taki prawdziwy koncert od kuchni.
D jak Doświadczenie
Z.G. Ja jestem najstarszym Dyżurnym w Łodzi. Przyszedłem do pracy 2 kwietnia 1999 na tzw. otwarcie połączenia Warszawa – Łódź. Na początku pracowałem jako elektryk oraz jako osoba odpowiedzialna za obsługę samolotu. Były to czasy, kiedy byłem 26 na liście płac. Teraz praktycznie wszystko się pozmieniało, ale jedna zasada pozostała niezmienna, otóż doświadczenie Dyżurnego mierzyło się i nadal się mierzy nie w latach, a w zimach.
C.C. A ja dla równowagi jestem najmłodszym Dyżurnym w Łodzi. W moim przypadku było klasycznie: najpierw przez kilka lat aeroklubowe szybowce, a następnie pomysł na zatrudnienie. W pewnym momencie trafiłem na nabór i po długotrwałym procesie rekrutacyjnym, w lipcu zeszłego roku, rozpocząłem pracę na wymarzonym stanowisku. Początki były trudne, ale psychicznie czułem ogromne wsparcie ze strony starszych kolegów. Zawsze miałem gwarancję, że gdyby jakaś sytuacja zaczynała mnie przerastać to mogę na nich liczyć zarówno w pracy, jak i po niej.
A.G. Najważniejsze jest jednak to, że pewne predyspozycje, czy lotnicze doświadczenie potrzebne do wykonywania tej pracy, zdobywa się również na długo przed jej rozpoczęciem. W większości portów zrobiona jest gradacja. Wewnętrzne regulaminy określają, że kandydat na Dyżurnego musi być z „lotniska”, a w niektórych przypadkach nawet, że musi wywodzić się bezpośrednio z grupy koordynatorów. W ten sposób ogranicza się rekrutację do osób, które mają już wiedzę operacyjną. Dalej pozostaje już tylko praktyka życia codziennego oraz szkolenia. Do tej pory wszelkie szkolenia organizowane były w Warszawie, ale chcąc redukować koszty zdecydowaliśmy się na otwarcie takiego wewnętrznego ośrodka szkoleniowego na miejscu i tutaj szkolimy w zasadzie wszystkich pracowników portu.
E jak Emocje
Z.G. My, jako dyżurni, musimy być zwarci i gotowi. Dyżurny jest od tej najgorszej, czarnej roboty na lotnisku. Jako, że mam już za sobą kilka lat w tej pracy, mogę powiedzieć, że wszystkie ostatnie wypadki, zdarzenia czy incydenty działy się na moim dyżurze. Zarówno ten Extrim, który spadł, jak i Dedal, którego pilota widziałem pół godziny wcześniej przy tankowaniu, niestety uległy katastrofom na moim dyżurze. Wtedy zaczyna się najtrudniejsza cześć naszej pracy. Trzeba być odpornym, trzeba zachować zimną krew, bo odpowiednie procedury są na takie przypadki przygotowane, ale prawidłowe ich wdrożenie leży już na naszej głowie.
Dlatego też co jakiś czas przeprowadzane są specjalne symulacje czy treningi. Jeśli chodzi o najbliższą przyszłość to już niebawem będziemy mieli kolejne tego typu zmagania. Zawsze w takich przypadkach dowodzenie nad akcją obejmuje najmłodszy Dyżurny. Tym razem ta przyjemność przypadnie Czarkowi. Takie treningi są bardzo wymagające i stresogenne, ale zwłaszcza na początku zawodowej przygody są nieocenione. Nic nie doda większej pewności, niż ciągłe ćwiczenia. Tylko w ten sposób można oswoić się z problemem, szybko zmieniającą się sytuacją, nauczyć się kontrolować swój głos, emocje i inne rzeczy, na które w codziennej pracy nie zwracamy nawet uwagi.
M.K. Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że gdy wszystko odbywa się prawidłowo, to każdy zapomina o obecności dyżurnego w pracy. Natomiast w sytuacji, gdy coś się wydarzy, najlepiej, by człowiek miał nie dwie, a osiem rąk do pracy. Całe szczęście, że ludzie którzy od dawna z nami współpracują nie dzwonią z pytaniami od razu, bo wiedzą, że w pierwszej kolejności najważniejsze są telefony do Dyrektora, Inżyniera Miasta, Policji czy innych tego typu podmiotów.
F jak Fotografia lotnicza
C.C. Mimo, iż każdego dnia widzimy wiele samolotów, sami nie mamy czasu na ich fotografowanie. Zdarzają się jednak sytuacje, w których zdjęcia są nam potrzebne do różnego rodzaju dokumentacji czy raportów i wtedy rzeczywiście pomoc ze strony fotografów, spotterów czy zwykłych przechodniów jest nas bardzo cenna.
Z.G. Ważna jest również wartość historyczna tego typu zdjęć, bo oprócz Ryanaira na tym lotnisku pojawiały się setki najprzeróżniejszych maszyn, czy to wojskowych czy prywatnych, śmigłowców, GA i innych. I w tej kwestii przestajemy być pracownikami Portu, a stajemy się bardziej takimi samymi pasjonatami wszystkiego, co lata.
G jak Grafik
C.C. Pracujemy według grafika zakładkowego. Znaczy to, że osoba schodząca z dyżuru kończy pracę przykładowo o godzinie 16:00, natomiast osoba zaczynająca dyżur robi to o godzinie 14:00. Te dwie godziny to jest właśnie czas na przekazanie sobie na miejscu pewnych informacji i dokończenie pewnych spraw, bo przecież nie da się przerwać odśnieżania pasa tylko dlatego, że wybiła 14 i można iść do domu. Wszystko oczywiście zależy od sytuacji, bo inaczej wygląda to w przypadku intensywnych opadów śniegu, a zupełnie inaczej w słoneczne wakacyjne dni.
Z.G. Do tego często pozostaje do uzupełnienia jakaś dokumentacja czy inne sprawy urzędowe, więc wtedy jeden człowiek zajmuje się „papierologią”, a drugi w tym czasie przejmuje już „dowodzenie” operacyjne.
H jak Home
M.K. Jakiś czas temu chciałem kupić mieszkanie. Poszedłem więc do dewelopera na pobliskim osiedlu. Mieszkanie, które sobie upatrzyłem, było bardzo ładne, lecz spróbowałem zbić lekko z ceny. Mówię więc do tego Pana, że mieszkanie mi pasuje, ale w pobliżu jest lotnisko, hałas, obok brzydkie zapachy z sortowni, dalej kolej i strzelnica policji. W odpowiedzi usłyszałem, żebym się nie martwił bo samoloty jak lądują to wyłączają silniki.
I jak Informacja
C.C. Bardzo ważnym elementem naszej pracy jest odpowiednie przekazywanie sobie informacji. Tego nie ma w żadnych regulaminach czy instrukcjach, ale sami z siebie każdy dzień zaczynamy i kończymy wykonaniem kilku telefonów z przekazaniem aktualnych wiadomości. Jeżeli o mnie chodzi, to jest to bardzo ważny element zdobywania wiedzy, a poza tym, dzięki takim rozmowom udaje się zaoszczędzić wiele cennego czasu.
Z.G. Do naszych obowiązków należy utrzymanie gotowości operacyjnej całego lotniska. Musimy jednocześnie nadzorować i koordynować działania wielu lotniskowych służb, kontrolować sprawność wielu lotniskowych systemów i urządzeń. Pozostajemy w ciągłym kontakcie ze wszystkimi pracownikami portu oraz kolegami z PAŻPu i lotniskową Policją. Umiejętność prawidłowego przekazywania sobie informacji jest w naszym przypadku sprawą priorytetową, żeby nie powiedzieć najważniejszą.
K jak Kwadrat
Z.G. W naszym środowisku wiele osób wywodzi się z szybownictwa, ale ja zawsze podkreślam, że to jest sport dla samotników. Natomiast siłą takich pasjonatów jak my jest atmosfera i to, że potem, gdy spotkamy się przy grillu, piwku czy porannej kawie, nasze opowieści urastają do ogromnej, emocjonalnej rangi; a bo zrobiłem to, a bo zrobiłem tamto, normalnie taaaaaka ryba (śmiech) Prywatnie również latamy.
L jak Ludzie
M.K. Najwięcej do powiedzenia na ten temat mieliby pewnie nasi koledzy i koleżanki z handlingu, a szczególnie z punktu informacji. My mamy mniejszy kontakt z pasażerami, więc i tych pytań jest relatywnie mniej. Nie mniej numer do Dyżurnego jest publicznie dostępny i czasami trafiają się kwiatki w postaci zapytań, czy w naszym Porcie można cumować łodzie.
A.G. Często dzwonią do nas również dziennikarze lub spotterzy z pytaniami dotyczącymi przylotów znanych ludzi czy celebrytów. Muszę jednak wyjaśnić, że bardzo często o takich przylotach dowiadujemy się w ostatniej chwili. Do tego wszystkiego zdarza się tak, że zupełnie nie wiemy, kto danym samolotem przylatuje, bo najzwyczajniej w świecie nie ma to dla nas większego znaczenia. Tak było chociażby ostatnim razem, kiedy obsługiwaliśmy samolot Justina Biebera.
M.K. Jak już jesteśmy przy celebrytach, to na naszym lotnisku mieliśmy okazję gościć już kilka znanych osób. Czasami były to rozkapryszone gwiazdeczki, artyści, politycy, ale najlepiej z nich wszystkich wspominamy Shakirę, która wysiadając z samolotu była mocno zaskoczona, że nikt jej nie robi zdjęć i nie prosi o autografy. No to wyjęliśmy swoje komórki i zrobiliśmy parę pamiątkowych fotek.
Ł jak Łódzkie przypadki
A.G. Kiedyś w pas uderzył piorun, w wyniku czego powstało pewne uszkodzenie. Za chwilę miał startować samolot, więc zapytałem pilota, czy taka sytuacja może mieć wpływ na jego decyzje. W odpowiedzi usłyszałem: Nie nie, dam radę, w Dubrowniku cały pas był dziurawy.
W ciągu pięciu lat mieliśmy dwa takie uderzenia.
M.K. Pewnego razu zadzwonił do nas jeden fotoreporter, który bardzo usilnie próbował dostać się na płytę lotniska. Ponieważ sytuacja wykluczała całkowicie obecność osób postronnych w strefie zastrzeżonej lotniska, bardzo grzecznie odmówiłem. W odpowiedzi usłyszałem, że za chwilę zadzwoni do mnie ktoś z samej góry z poleceniami służbowymi. Telefon rzeczywiście był, ale ja człowieka na płytę nie wpuściłem. Niestety nie wszyscy znają swoje miejsce w szeregu.
M jak Meteorologia
Z.G. Moją pasją jest meteorologia. W domu wszyscy się ze mnie śmieją, bo przeganiam dzieciaki z komputera, żeby sprawdzić jaka jest prognoza pogody. Po prostu muszę wiedzieć, co dzieje się u chłopaków na innych lotniskach, jakie mają hamowanie w Krakowie czy Katowicach. Po tym następuje szybka analiza: ale teraz mają „młyn”. A u nas, z racji położenia na wyżynie łódzkiej, chmury jednak rozchodzą się inaczej i rzeczywiście pogoda jest bardziej łaskawa. Przy okazji pochwalę się, że z moich wieloletnich obserwacji już wcześniej wnioskowałem intensywną zimę w tym roku. Zazwyczaj jest tak, że jak jest suche lato, to suma opadów musi się później wyrównać. No i w tym roku matka natura zafundowała nam dolewkę, tzn. dosypkę w postaci śniegu.
N jak Nowa wieża służb operacyjnych
Z.G. Na górze mamy świetne stanowisko jeśli chodzi o tzw. siedzenie. Latem co prawda słońce dosyć mocno operuje, ale wszystkie pomieszczenia są klimatyzowane, więc nie ma z tym problemu. Mamy dostęp do wszystkich urządzeń, komputerów z dokładnym widokiem praktycznie na każdy skrawek lotniska. Jeśli zaś chodzi o podejmowanie najważniejszych decyzji, to musimy zejść na dół, do samochodu i pojechać w teren. Oczywiście za każdym razem przechodzimy kontrolę bezpieczeństwa. W nagłych przypadkach mamy hasło, na które wchodzimy w trybie awaryjnym. Takie wejście jest osobno odnotowywane w celu ewentualnych późniejszych czynności. Czasami po prostu nie ma czasu na zdejmowanie butów.
M.K. Tutaj 25 metrów nad ziemią mamy wgląd praktycznie na wszystko, no może z wyjątkiem Pjongjang’u (śmiech).
Mamy wgląd do wszystkich informacji, również do spływających ze świata depeszy. Odrębne stanowisko obejmuje szczegółowe informacje dotyczące stanu pasa. Jednym słowem sprzęt, który posiadamy, gwarantuje nam komplet danych wymaganych do bezpiecznego prowadzenia operacji na naszym lotnisku.
O jak Odpady
C.C. Problemem naszego lotniska jest bezpośrednie sąsiedztwo sortowni odpadów. Najtrudniejsze warunki panują latem, kiedy pojawia się termika. Wtedy w ciągu dosłownie kilku minut termiczny komin potrafi narzucić na pas wiele śmieci. W takich przypadkach zmuszeni jesteśmy wysłać na inspekcję pasa więcej osób.
Z.G. Warto również wspomnieć, że przez te parę lat naszego sąsiedztwa udało się wypracować pewne zasady, które z punktu widzenia pracowników sortowni nie mają żadnego znaczenia, ale nam bardzo ułatwiają funkcjonowanie, zwłaszcza w godzinie lądowania czy startu dużej maszyny. Teraz sytuacja dodatkowo się poprawiła, ponieważ większa część śmieci sortowana jest według kaloryczności, a tym samym większa ich część trafia do spalarni.
M.K. Jakby tego wszystkiego było mało, położenie lotniska oraz bezpośrednie sąsiedztwo sortowni przyciągają na te tereny najprzeróżniejsze zwierzaki. Najmniejszy problem mamy z lisami, bo te chyba mają podpisane jakieś porozumienie z Portem i nie wchodzą na pas, oraz z kotami, które trzymają się „własnych” kontenerów. Ptaki natomiast potrafią czasami mocno naśmiecić. Stąd też na lotnisku zainstalowane zostały systemy płoszenia ptactwa, jest sokolnik, a dokładną inspekcję pasa przeprowadzamy 15 minut przed i 15 minut po lądowaniu samolotu rejsowego.
P jak Pirotechnik
C.C. W sytuacji pozostawionego bagażu cała procedura wygląda następująco:
W pierwszej kolejności punkt informacyjny wydaje komunikat z prośbą o niepozostawianie bagażu w terminalu. Jeżeli taki komunikat nie przynosi skutku, kolejnym etapem jest szybkie odtwarzanie monitoringu. Jedynie kwestią czasu jest ustalenie, czy sprawcą zamieszania jest roztargniona kobieta z trójką dzieciaków czy może jakiś obcokrajowiec. Podobnie było ostatnim razem, kiedy właśnie dzięki monitoringowi udało nam się ustalić właściciela bagażu, ale równocześnie na innej kamerze zobaczyliśmy jak wsiada on do taksówki i odjeżdża. W takiej sytuacji porzucony bagaż staje się bezpośrednim zagrożeniem i uruchamiane są kolejne procedury.
Z.G. Oczywiście nie możemy szczegółowo opowiedzieć o kolejnych czynnościach podejmowanych przez odpowiednie służby, ale tym, co może zobaczyć każdy pasażer, jest pojawienie się pirotechnika. Pierwszym jego zadaniem jest określenie poziomu zagrożenia i wyznaczenie strefy ewakuacji. Kiedy miejsce jest już w pełni zabezpieczone przez SOL, do akcji wkracza nasz robot, który wywozi „ładunek” w określone wcześniej miejsce w celu neutralizacji.
Dla roztargnionego pasażera jest to dopiero początek problemów. Pomijam już fakt, że ten mężczyzna, o którym tu wspominaliśmy, wrócił po kilkunastu minutach na lotnisko w poszukiwaniu walizki, a w zamian otrzymał paczuszkę z rozgruchotanym laptopem. Niestety oprócz tego obciążony został kosztami całej akcji. Podobnie sytuacja wygląda w przypadku osób, które się nie pojawią. Im odpowiednie dokumenty wysyłane są drogą pocztową.
Dlatego chciałbym uczulić wszystkich naszych pasażerów, by jednak zwracali uwagę na swoje bagaże, gdyż konsekwencje takich pomyłek mogą być naprawdę bolesne dla domowego budżetu.
C.C. Oczywiście zdarzają się sytuacje, że taki zapominalski pojawi się przed naszym robotem. Wtedy, jeżeli rzeczywiście monitoring potwierdzi, że to jest ta sama osoba, wszelkie zeznania potwierdzą jego wiarygodność, zazwyczaj zezwalamy na zabranie takiego bagażu bez dodatkowych konsekwencji.
R jak Ryanair
Z.G. Byłem tym szczęśliwcem, który ustawiał pierwszego Ryanaira w Łodzi. Pamiętam, że po wszystkim prezes Marzec, nie patrząc na przepisy, przybiegł na skos przez całą płytę, do naszych kontenerów, by nam podziękować za sprawne odprawienie samolotu. To były takie nasze pierwsze małe sukcesy, które nie tylko wpłynęły na obraz samego lotniska, ale przede wszystkim tworzyły „chemię” wśród pracowników.
S jak Skoda z friction testerem
M.K. Śmiejemy się, że to nie jest kolor white ambiente tylko yellow airport.
Z.G. Piękne narzędzie do pomiaru współczynnika hamowania. Stary grip-tester był troszeczkę uciążliwy w eksploatacji, natomiast teraz mamy eleganckie urządzenie w cieplutkim samochodziku, które oprócz większej wygody gwarantuje o wiele większą dokładność pomiaru. Dodatkowo wszystkie pomiary możemy robić na dowolnym odcinku. Ogromną zaletą tego systemu jest możliwość wysyłania wszelkich uzyskanych danych drogą mailową w czasie rzeczywistym.
T jak Traktor
Z.G. Któregoś razu traktor kosi trawę po południowej stronie lotniska. Nagle z tegoż traktora zaczyna wydobywać się wielka chmura dymu i pary. Nic nie widać, więc nasz kolega z wieży odpala czerwony alarm. Pierwsze, co robię, to pytam o co chodzi, bo przecież muszę dalej działać. W odpowiedzi słyszę, że pali się traktor na pasie trawiastym, a sytuacja wygląda poważnie. Wtedy do głosu dochodzi traktorzysta i mówi spokojnie: Panowie to tylko woda się zagotowała.
U jak Uroczysko
C.C. Piękne miejsce w niedalekiej okolicy, ale czasami mamy z nim problemy. Są to bowiem tereny wykorzystywane przez modelarzy do oblatywania swoich konstrukcji. Niestety przy tej okazji dochodziło już do incydentów z udziałem prawdziwych samolotów.
Z.G. Mieliśmy jakiś czas temu jeden taki dosyć nieprzyjemny incydent z udziałem śmigłowca LPR. Niestety Pan Modelarz, zamiast przeprosić za spowodowanie takiej sytuacji, powoływał się na znajomości, pokazywał jakieś legitymacje itd., a można przecież było wszystko kulturalnie zorganizować.
Planują chłopaki obloty powiedzmy w sobotę o 10:00. Proszę bardzo. Dzwonią do dyżurnego z informacją, że będą latać. Informacja taka trafia na wieżę, skąd wysyłany jest do załóg komunikat, by zwróciły uwagę na modele w okolicach północno-zachodniego sektora. I po sprawie, wszyscy są zadowoleni. A tutaj zaczęło się jakieś absurdalne wyjaśnianie, że my nic nie możemy takiemu delikwentowi zrobić. Otóż informuję, że zgodnie z Prawem Lotniczym za spowodowanie zagrożenia w ruchu lotniczym możemy takiego człowieka pociągnąć do odpowiedzialności karnej. Jako Dyżurny Operacyjny Portu mam do dyspozycji Policję, Straż Graniczną, bądź też Straż Miejską i każda z tych formacji może zarówno na tym Uroczysku, jak i w każdym innym przyległym do lotniska miejscu, interweniować.
Niestety zdrowego rozsądku i kultury osobistej nikogo nie nauczymy.
W jak Wrzesień
Z.G. Pracowaliśmy jak w amoku. Byliśmy dumni z tego, co się tutaj dzieje i przede wszystkim z tego, że wszystko przebiega bez zakłóceń, tak jak sobie zaplanowaliśmy. Wtedy było nas czterech, ale problemem akurat nie była liczba dyżurnych czy koordynatorów. Problemem był pasażer, jego bagaż, samochód oraz odprowadzająca go rodzina. Z samolotami dawaliśmy sobie świetnie radę, pobiliśmy wszelkie rekordy jeśli chodzi o zagadnienia operacyjne, bo, o czym warto wspomnieć, nie dość, że mieliśmy nasze samoloty plus te warszawskie, to jeszcze któregoś dnia doszło nam kilka przekierowań z innych lotnisk. Planując całą operację zostawiliśmy sobie pewne marginesy bezpieczeństwa i w tych sytuacjach one zostały wykorzystane. Wszystko odbyło się zgodnie z planem, bez najmniejszych problemów. Natomiast jeśli chodzi o zadowolenie pasażerów to pewnie widzieliście, że wszystkie wozy transmisyjne Polsatu, TVNu i innych telewizji czekały tu na wielką sensację, a już po kilku godzinach pierwszego dnia dziennikarze zwijali anteny i wracali do swoich redakcji.
M.K. Można powiedzieć, że całe lotnisko zdało wtedy egzamin celująco, od pracowników biurowych, którzy pomagali w obsłudze informacyjnej pasażerów, po cały dział operacyjny z działem bezpieczeństwa włącznie.
Spotterzy o tym pewnie doskonale wiedzą, ale jako ciekawostkę mogę dodać, że obsłużyliśmy wtedy starego Prezydenta, nowego Prezydenta, delegację parlamentarną i kilku innych specjalnych gości.
Z jak Zima
Z.G. Zaryzykuję stwierdzenie, że dla każdego operacyjnego pracownika lotniska najgorszym i najbardziej nieprzewidywalnym okresem jest zima. W tym roku, mimo wielu przeciwności, udało nam się tę zimę pokonać.
A.G. W ostatnich latach wiele się na tym lotnisku zmieniło, oczywiście my skupiamy się na tym, co dotyczy nas bezpośrednio. Tegoroczna zima udowodniła, że stać nas wszystkich naprawdę na wiele. Nie wiem, czy jesteśmy zabezpieczeni na każdą sytuację, bo życie lubi szybko weryfikować tego typu deklaracje, ale w tym roku nie zdarzyła się ani razu sytuacja, żebyśmy zmuszeni byli do zamknięcia lotniska z powodu nieporadzenia sobie z warunkami pogodowymi. Oczywiście kilka razy mieliśmy troszeczkę szczęścia, bo akurat w przypadku największych opadów i zadymy na pasie, samolot przyleciał z kilkunastominutowym opóźnieniem, ale takich sytuacji nikt nigdy nie jest w stanie przewidzieć.
M.K. Były np. takie sytuacje, że na komputerze wszystko wyglądało dobrze, po czym podczas inspekcji pasa okazywało się, że spadł deszcz lodowy i w kilkadziesiąt sekund wszystko zamarzło. A tu trzeba pamiętać, że od momentu dojazdu dyżurnego na pas i decyzji o użyciu takich lub innych środków chemicznych na ten sam pas muszą dojechać kolejne maszyny, które spędzają na nim kolejne kilka minut. Zastosowana chemia również potrzebuje czasu na reakcję i okazuje się, że pas otwierany jest na krótko przed lądowaniem samolotu. Po czym warunki zmieniają się tak, że następny samolot nie jest już w stanie wylądować. Wszystko jest strasznie dynamiczne.
A.G. W przypadku skrajnych warunków wszystkie decyzje podejmujemy bezpośrednio na pasie. Jeżeli zaś sytuacja jest bardziej standardowa, ogromną pomocą służy nam system komputerowy oparty na trzech czujnikach ulokowanych w drodze startowej. Dzięki tym czujnikom dostajemy dokładną informację dotyczącą temperatury powietrza, temperatury nawierzchni oraz temperatury gruntu na głębokości 30 cm i na podstawie tych informacji oraz danych ze stacji meteo podejmujemy dalsze decyzje co do form utrzymania nawierzchni pasa w gotowości operacyjnej.
M.K. Bardzo mocno uogólniając możemy uznać, że akcja zima zaczyna się wtedy, gdy temperatura na głębokości 30 cm jest ujemna.
Z.G. W przypadku intensywnych opadów śniegu w pierwszej kolejności zajmujemy się pasem, bo samolot musi gdzieś wylądować. Następnie bierzemy się za drogi kołowania i płytę. W tym roku zdarzały się takie sytuacje, że tam, na końcu pasa, wieczorem nie zrobilibyście żadnego zdjęcia. Tam po prostu świata nie było widać. To jest najgorszy kawałek chleba dla wszystkich pracowników odpowiedzialnych za utrzymanie pasa: zimno, ciemno, wietrznie, mokro, a do tego odpowiedzialność za kilkaset osób na pokładzie samolotu, który za kilka minut w tym miejscu wyląduje. Korzystając z okazji chciałbym w naszym imieniu serdecznie podziękować, wszystkim pracownikom operacyjnym, za uporanie się z tym śniegiem.